piątek, 31 maja 2013

Rozdział 5

 Dochodziła 8.00 rano, od nory biło smutkiem z powodu dzisiejszego pogrzebu Freda. Nikomu nie było do śmiechu, każdy był zdołowany. Minister Schacklebolt lub wysłannik i jego aurorzy mieli przybyć za godzinę i bezpiecznie teleportować wszystkich na mugolski cmentarz. W domu było okropnie ciasno w nocy zjechała się ponad połowa rodziny. Najgorsze,że nadal ktoś dojeżdzał. Rudowłosa piękność siedziała na łóżku w pokoju ze swoim chłopakiem. Nic nie mówili, rozumieli się bez słów, patrzyli się na siebie i czekali. Ten ból w oczach wyrażał więcej niż tysiąc słów, nie zwracali uwagi, że są sami czy, że leżą na wygodnym posłaniu. Ginny nie mogła już tego znieść, była po prostu zmęczona, to tak długi się ciągnęło, a ona nie była w stanie odgonić ponurych myśli. Poprzedniego wieczoru udawało jej się śmiejąc się, bawiąc i uśmiechając. Dzisiaj nie miała na to szans. Położyła się i załkała w puszystą poduszkę. Chłopak nie wiedział co powiedzieć od kilku dni, dzień w dzień jego ukochana płakała, a on nie mógł nic zrobić. Postanowił ja tylko przytulić. Usłyszał pyknięcie i zanim minęło kilka sekund ktoś zapukał do drzwi.
- Ginny wstawaj! Kingsley już jest. - Obudził dziewczynę Harry. Zasmucił się, ponieważ dopiero co udało jej się zasnąć.No cóż, pogrzeb nie poczeka.
- Uueh - ziewnęła - co się dzieeje?
- Już są, musimy wychodzić.
- Dobrze, poczekasz chwilkę? Muszę iść do toalety - wyjaśniła.
- Oczywiście - odpowiedział wybraniec myślami wędrując gdzie indziej.
- O mój Boże, jak ja wyglądam! - krzyknęła przerażona kobieta.
 Prawdą jest, że się rozmazała, miała wory pod oczyma i potargane włosy. Popędziła z prędkością światła do łazienki, ledwo omijając drzwi, z czego Harry pierwszy raz dzisiaj zwijał się ze śmiechu.  Co jakiś czas wołała czarnowłosego by coś jej przyniósł i wnerwiała się na każde pośpieszenie matki. Chłopak uznał, że zaczyna się jej bać bardziej niż powrotu Voldemorta.
- Idziemy - spytała po 10 minutach ubrana w czarną kopertową sukienkę po kolana i bolerko. Miała również eleganckie pantofelki z kokardką u boku, a włosy spięła w luźny kok zostawiając wypadające rude kosmyki.
- Tak, tak. Szybko, Molly się strasznie denerwuje - oznajmił uradowany. Nie lubił gdy jego druga połówka chodziła w butach na obcasach lub koturnach czy innym wysokim obuwiu.

 Doszli do świstoklika jako starej, zniszczonej opony i teleportowali się. Większość była już przyzwyczajona, ale znaleźli się i tacy mający odór wymiotny.
- Maja, Alex, wy do przodu. Aksel i Will na tyły, a ja w środku - usłyszeli donośny, groźny głos prawdopodobnie szefa lub zastępcy szefa aurorów.
Harry złapał Ginny za rękę widząc jej niepokój jak również chęć bycia blisko. Na skrzyżowaniu dróg byli umówieni z rodziną Remusa i Tonks, pogrzeb odbywał się razem.
  Chłopak zabrał od klęczącej nad trumnami Andromedy, Teddy'ego i podszedł z Ginny do reszty Weasleyów.
-Hej bobasie! To ja, twój chrzestny. - Na te słowa niemowlak uśmiechnął się szeroko i zmienił kolor włosów na czarny, taki jak ma Harry.
- Jesteś taki zdolny, rodzice byliby z Ciebie dumni - westchnął.
- Tęsknisz za nimi, prawda? Ja też - przyznał. - Będę się Tobą opiekował, obiecuję. - Chciał coś dodać, ale poczuł przyjemny, ciepły dotyk w okolicy szyi, przez który świat zawirował i usłyszał czuły głos.
- Teddy, co ten wujek Ci opowiada, co? - spytała Ginny.
- Obiecałem mu, że będę się nim opiekował i będę o niego dbał - oznajmił dumny i zmienił temat - podejdźmy bliżej, zaczyna się.
Nie zwrócili najmniejszej uwagi na przemawiającego księdza. Po ocknięciu się, Harry usłyszał tylko - z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Wszyscy głośno płakali kiedy nieoczekiwanie przemówił George.
- Moi kochani - zaczął - nie rońcie łez, oni by tego nie chcieli. Nie chcieliby, żeby ich najdrożsi byli smutni i opłakiwali ich groby. Głowy do góry, zło pokonane. Na koniec chciałbym bardzo podziękować Hermionie Granger za stworzenie tego wspaniałego napisu. Zacytował:
                                                                               Fred Weasley
    ur.1.04.1978r.   zm.2.05.1998r.
 Umarł walcząc o dobro tych, których kochał.
Brat, syn, przyjaciel. Na zawsze pozostanie w
 Naszych sercach.

 Na dwóch pozostałych grobach były podobne napisy ułożone przez tą samą wspaniałą osobę. Czerwona z zawstydzenia Hermiona  wyjąkała tylko ciche ''proszę''.
- Zapraszam wszystkich tutaj zebranych do nas, do nory - zaprosiła chwilowo uspokojona i niepłacząca Molly. - Świstoklik będzie za 10 minut koło jeziora, które tam widzicie - wskazała palcem i wszyscy rozpierzchli się.
O wyznaczonej godzinie teleportowali się na cudowną łąke. Wiosną i latem jest ona najpiękniejsze, widać jak przyroda budzi się do życia po długim zimowym śnie i jak w szybkim tempie wszystko zmienia się z dnia na dzień. To niezwykłe miejsce pełne barwnych kwiatów i brzęczących owadów. Kwiaty kwitną i roztaczają wokół przepiękną woń, która cieszy wszystkich dookoła.

 Po kilku bardziej radosnych godzinach, goście postanowili wracać. George na pożegnanie ich jak i Freda, wystrzelił mnóstwo fajerwerek.
- Nie zawiode Cię bracie - mruknął do siebie, usłyszeli go tylko Ginny i Ron. Odrazu podeszli, przytulili go i spojrzeli w ciemne niebo pełne gwiazd.

 Molly pożegnała wszystkich gości i przypatrywała się swoim dzieciom, pokazującym sobie gwiazdy. Była z nich dumna. Tak, była cholernie dumna, ale i bała się o nich z taką samą siłą. Niedopuszczała do siebie myśli stracenia kolejnego członka rodziny. Wróciły wspomnienia. Fred, Fred i Fred. Dlaczego musiał zginąć? - zastanawiała się, a kilka srebrnych łez spływało po jej piegowatym policzku. Chcąc je ukryć, podniosła fartuszek do gory i zakryła twarz. Pobiegła do kuchni, miała nadzieję, że  zmywanie naczyń odgoni okropne mysli. Tak się jednak niestało. Do północy sprzątnęła każdy zakamarek i każde zakurzone miejsce. Ale kobiecie udało się osiągnąć jedynie stan przemęczenia, który równa się z większym żalem i smutkiem. Domownicy spali, ale Mollu postanowiła wziąść cichy, zimny prysznic, choć równie dobrze mogła się utopić we własnych łzach. Ale prysznic to jednak ukojenie dla zmartwiałej duszy. Chłodny, niewzruszony, ale pełny uczuć, które kręcą się obok tworząc wiraż, które wyparowały w szoku. Ulga pozbawiona sensu. Zapomniała o wszystkich zmartwieniach, tańczyła jak woda igrająca z ogniem.
Wychodząc z pod natrysku opuściły ją silne objęcia Morfeusza. Powędrowała do pokoju, spoczęła obok śpiacego Artura i nagle całe zło wróciło. Marzyła już tylko o zaśnięciu. Zobaczyła przed sobą białe obłoczki, od tego miejsca czuła szczęscie. Było takie idealne.
Czy to jest raj? - pomyślała. Ale nie było tu nic, oprócz chmur. Ale takich chmur, nikt w życiu nie widział.
- Molly, Molly - usłyszała delikatny, kobiecy głos dochodzący zza obłoków. Zobaczyła pewną poostać o długich, ciemnorudych włosach, opadających na ramiona i mocno zielonych oczach w kształcie migdałów igrających z malinowymi ustami i jasną cerą. Od razu ją poznała.
- Lily? Czy to ty? Co ty tutaj robisz - zapytała z zatroskaną miną.
- Tak to ja, chciałam Ci podziękować - rzekła pełna troski, współczucia i czystej radości.
- Ale za... za co? - zająknęła się, co nie było w jej zwyczaju.
- Kochana Molly, dziękuję Ci, że przez te wszystkie lata opiekowałaś się Harry. Bez Ciebie.... Nie wiem co by z niego wyrosło -zaśmiała się. - Obiecuję Ci, że zajmę się Fredem tak jak ty Harrym. Nie musisz się już martwić, jest bezpieczny. Jeszcze raz dziękuje. - Zniknęła.
- Ale, ale...poczekaj - zawołała cała zapłakane ze wzruszenia.
- Miłego życia, kochana - usłyszała i spadła w dół.
Obudziła się, usiadła na łóżku, była w szoku. To nie mógł być tylko sen, to było za prawdziwe. Humor jej się poprawił, obiecała sobie brnąć życiem dalej oraz nikomu nie mówić o tym przeżyciu. Przymknęła zmęczone powieki i zapadła w już normalny, zwyczajny sen.


~~~~~~~
Na początku chce przeprosić za nieobecność, ale miałam szlaban na komputer i dopiero dzisiaj się skończył.
Rozdział do DUPY. Nie umiem pisać i nie wiem po co się za to brałam. Nie ma wogóle różnicy między tym, a pierwszym rozdziałem -.- . Myślę czy nieskończyć z pisaniem....
Nie wiem co robić.

http://make-love-not-horcruxes.blogspot.com/

http://make-love-not-horcruxes.blogspot.com/